Wierni pastrze własnych myśli Środa IX tyg. zwykłego | 2009-06-03 |
W dzisiejszych czasach miłość rodzicielska jest pewnie nieco trudniejsza niż bywało to dawniej. Dziś bowiem dzieci uczone już od przedszkola o swoich prawach, skłonne są bardziej skupiać się na nich niż na zwykłej potrzebie miłości, wyrażanej najprostszą wdzięcznością, posłuszeństwem czy poświęceniem. Potrafią w związku z tym wykłócać się z rodzicami o drobiazgi – bo „to się im należy” czy też o obowiązki, „bo wcale tego nie muszą”. A mimo to są przecież przez nich kochane. Zaniża się norma relacji rodzinnych, dzieciom znacznie więcej wolno niż poprzedniemu pokoleniu, a mimo to rodzice kochają… Są jednak pewne granice i mądrze postępują ci rodzice, którzy – dla dobra własnego i dzieci – potrafią je dostrzec i wyegzekwować. Relacje każdego człowieka do Boga są podobnymi relacjami, skoro podstawową modlitwą naszą pozostaje wciąż modlitwa Ojcze nasz. Różne są przecież postawy nasze wobec Najwyższego, a Pan Bóg i tak wszystkich nas kocha. Nie wszyscy odwdzięczają się podobną miłością, ale On nie przestaje kochać wszystkich. Z pewnością jednak więcej zyskują ci, którzy potrafią zachować wobec Niego postawę pokorną, ufając i zgadzając się na wszystko. Taka postawa świadczyć może o poziomie wiary i pokornego poddania nawet w nieszczęściach. Z takimi właśnie sytuacjami mamy do czynienia w dzisiejszym pierwszym czytaniu: zarówno Tobiasz jak i Sara dotknięci byli niezasłużonymi nieszczęściami na skutek dopustu Bożego. Miał Pan Bóg w tym jakiś cel, by dozwolić na owo doświadczenie. Ci zrozumieli, nie buntowali się, zachowywali się pokornie – w całkowitym poddaniu Jego woli. Okazuje się, że taki człowiek zyskuje najwięcej, choć niekiedy po czasie. Piękna jest postawa zarówno Tobiasza jak i Sary w tym względzie. Pan to docenił. Postawa taka jednak nie jest łatwą. W naturalny bowiem sposób buntuje się człowiek wobec niesprawiedliwości. Czasem nawet wbrew sobie produkuje myśli buntu. Jakże trudno opanować własne myśli – nawet w czasie modlitwy. Wiemy o tym dobrze. Każdy wiec powinien być wiernym pasterzem własnych myśli. One bowiem – jak trzoda – lubią często „iść w szkodę”. Trzeba je powstrzymywać i prowadzić we właściwym kierunku. Nie jest to łatwe, ale przy Bożej pomocy można się tego nauczyć. Prośmy więc Pana o łaskę wiernego strzeżenia własnych myśli, byśmy byli dobrymi ich pasterzami.
|