Jaka wiara? Sobota XII tyg. zwykłego | 2009-06-27 |
Dzisiejsza liturgia Słowa stawia obok siebie dwa przykłady ludzi wiary – wiary głębokiej. Pierwszym spośród nich jest oczywiście Abraham, który niejednokrotnie jest chwalony na kartach Pisma świętego za wiarę wyrażającą się totalnym zaufaniem Bogu wbrew nadziei, wbrew rozsądkowi, na przekór logice. Abraham to wreszcie dowód na to jak bardzo opłaca się nawet okruchy doczesności ochotnie złożyć w darze Panu, a On jest w stanie nie tylko przedłużyć je do niespodziewanych granic, ale też uczynić je owocnym. Tyle że o Abrahamie istotnie wiele się mówi, pisze, rozważa… natomiast ów setnik z Kafarnaum nie zasłużył na zapamiętanie go z imienia. Był przecież poganinem – dla żydów gojem, z pewnością niegodnym nawet podejmowania rozmowy. To, co wymyślił na poczekaniu, gdy Chrystus wyraził chęć odwiedzenia go w domu, z pewnością nie było unikiem. Podjęcie tak zacnego Gościa, za którym ciągnęły tłumy, byłoby niezwykłym wyróżnieniem. Doskonale to rozumiał. Rozumiał też i coś innego: Skoro tak wielu ludzi chce mieć Jezusa przy sobie i dla siebie, skoro tak chciwie łykają każde Jego słowo, to on nie ma prawa absorbować Mistrza swoją osobą i swoją gościnnością. Zdanie wypowiedziane przez niego zasłużyło na pochwałę Chrystusa: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Dodatkowo zaś powtarzane jest ono codziennie na jakże wielu Mszach świętych. Nie przetrwała więc pamięć jego imienia, za to do historii przeszły słowa, które wypowiedział: Panie, nie jestem godzien. To tak, jakby chciał powiedzieć: Nie śmiem Cię absorbować swoimi sprawami, ale jeśli zechcesz choćby słowo wypowiedzieć w mojej sprawie, to stanie się. Zarówno w wypadku Abrahama, jak i owego setnika zrozumielibyśmy, gdyby nie stanęli na wysokości zadania, gdyby nie uwierzyli i Bożej propozycji nie podjęli. Ostatecznie jeden i drugi na ową wiarę nie „zapracowali”. Inaczej z nami, którzy od narodzin „ćwiczymy się” w wierze… Czy doświadczenie i świadectwo starszych wystarczająco nas zbliżają nas do Boga?
|