20 lat Ks. Proboszcz | 2011-02-20 |
Akurat tyle ile wynosi miara jednego poko-lenia. Połowa tego, co mierzy się miarą pełną. Można więc w 20 latach z po-koleniem z którym się zaczęło dotrzeć do celu. Zamierzonego albo też tego, który nie da się jednoznacznie określić. Gdy w grę wchodzi krucha materia naszej ludzkiej natury to wytyczenie celu jest szczególnie trudne. Tak wiele jest zmiennych. Trzeba więc nieustannej korekty. A tą można zrealizować na co najmniej na dwa sposoby - słowem - wtedy wpada się mimowiednie w moralizatorstwo albo czynem - ten pociąga - ale nie zawsze da się zrozumieć. 20 lat minęło od kiedy dekretem Biskupa chełmińskiego ustanowiony zostałem proboszczem u św. Leona w Wejherowie. Mimo wszystko to była inna epoka. Religia powracała do szkół z wieloletniej banicji, Polacy zdawali się być „jedną rodziną", nigdzie nie dało się widzieć skrytych sił. Przegrani z pokorą przyjmowali wiedzę o fiasku marksistowskiej ideologii. Polak na Stolicy Piotrowej pozwalał nam zbiedzonym poczuć swoją wartość i godność wśród narodów świata. Podniesiona „żelazna kurtyna" pozwoliła przyglądać w niespotykanej dotąd skali światu wokół nas, Europie,a towarzysząc za sprawą mediów Papieżowi mogliśmy widzieć niemal cały świat. Pamiętam tamten czas. Zaciszne mieszkanie w Gdyni z wielkim pokojem na akademickie spotkania, zimne, w marnej budowli z lat pięćdziesiątych i ogromną wielopokojową przestrzeń, służącą za plebanię, którą trzeba było po poprzedniku, udomowić, zapełnić i w niej zamieszkać. Pierwsze spotkanie z Radą, pierwszy problem z fundamentami pod kaplicę i niepotrzebną już salkę w Gowinie, spotkania z dyrekcją szkół, już po półrocznym okresie katechezy w szkole, nowi współpracownicy, księża i wszyscy pracujący w parafii, w kościele i na plebanii. Prawdziwym skarbem okazał się pan Antoni. W tym przypadku imię było wszystkim. Sam był historią i historię parafii tworzył. Był nie tylko od niej starszy ale całymi latami również swoją osobą ją kształtował. Dlatego nie trzeba było wielkiej tradycji. Wystarczyło zapytać i wystarczyło posłuchać. I tak krok po kroku udało się wchodzić w zwyczaje, jakie ukształtowały się w tej wspólnocie w której musiałem się zadomowić i jako „starszy" czyli prezbiter przewodniczyć liturgii, która jest uobecnianiem zbawczego dzieła Chrystusa i Jego samego za pomocą Słowa i Sakramentów. Potem można już było delikatnie dopełniać, dyskretnie dodawać. 25 marca 1992 roku Kościół w Polsce przeżył istne trzęsienie ziemi. Powstały nowe metropolie, nowe diecezje, odeszły do historii niektóre bardzo stare i szacowne. Nasza parafia znalazła się w strukturach Archidiecezji Gdańskiej. Nowi przełożeni, nowe porządki, nowe tradycje. Z dala od stolicy wszystko dało się spokojnie przeżyć. Wiele w materialny kształt i wystrój naszych świątyń wniósł pan Aloś Reuter, parafianin, radny a przy tym konserwator zabytków. Ubogacił nasz kościół, jak i Konwikt swoimi dokonaniami. Z surowej ewangelickiej świątyni stał się nam prawdziwie domem Bożym. Najważniejszy okazał się wytyczony kierunek, reszta jest już tylko kwestią czasu i możliwości i tej odrobiny odwagi, która jest potrzebna do podjęcia nowych wyzwań. A te zawsze będą. Nigdy bowiem nie będzie tak, jakby już wszystko było. Stare świątynie i stare obiekty mają to do siebie, że trzeba je ciągle konserwować i w granicach możliwości ciągle modernizować, co sprawia, że nie można sobie pozwolić na wytchnienie, bo ciągle jest wiele do zrobienia. Ile się udało a co trzeba zrobić najlepiej to ilustrują coroczne sylwestrowe sprawozdania. By jednak można było zrealizować owe zamierzenia i wytyczone cele potrzeba na to przyzwolenia i wsparcia wszystkich parafian, za co się należą szczególne dzięki. Wszystko to razem wzięte sprawia, że lata biegną, wyraźnie widać, że szybko, może za szybko. |