Staś podziałał ks. Zenon | 2009-10-11 |
Uczestnicząc - wraz z dziećmi i młodzieżą, których nota bene bardzo niewiele przybywało do naszej świątyni w dniach poprzedzających wprowadzenie relikwii św. Stanisława do naszego kościoła - z pewnym zakłopotaniem słuchałem nauk rekolekcjonisty oraz świadectw kleryków jezuickich, którzy z taką lekkością mówili o św. Stanisławie po prostu “Staś”. Dla kogo “Staś” dla tego Staś - pomyślałem sobie. Oni jezuici, więc im pewnie wolno, ale dzieci (amerykanizowane na co dzień pod względem kulturowym) też nie miały z tym problemu... Dla nich też najłatwiej było nazywać owego świętego Stasiem. Tym razem jednak było nieco inaczej. Jako rodzaj zachęty dla dzieci wybraliśmy (nie po raz pierwszy zresztą) kolorowe obrazki z zadaniem wklejania ich do zeszytów od religii. Tematyka chyba dość ciekawa: najważniejsze wydarzenia biblijne. Rozpoczęliśmy od obrazu stworzenia świata, drugi obraz to stworzenie człowieka, następnie grzech pierworodny itd. Ile ich przygotować? Trudno powiedzieć. Jeżeli dotychczas przychodziło na nabożeństwa majowe czy różańcowe około 30-tu w porywach do 50-ciu dzieci, no to może... setkę zróbmy. Zabrakło! Boże drogi... niemożliwe. Czyżby wreszcie? Następnego dnia wykonaliśmy ich 150, uzupełniając brakującą 50-tkę z poprzedniego dnia. Zabrakło! Kolejnego dnia z 200 obrazków zostało po rozdaniu młodym uczestnikom nabożeństwa tylko 7. Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu! Miejmy nadzieję, że to nie tendencja przejściowa... Drugi dzień października był jednocześnie pierwszym piątkiem miesiąca. Kilkakrotnie już ponarzekałem sobie, że jeszcze kilkanaście lat temu, siedząc we czterech księży w konfesjonałach nie nadążaliśmy do Mszy św. wyspowiadać podchodzących dzieci i rodziców. Teraz natomiast jakoś tak się porobiło, że spowiadając we dwóch, zdążamy nie tylko rozgrzeszyć chętnych, ale i brewiarz w międzyczasie odmówić. Ale nie w październiku... Co się stało? Nie było mowy o brewiarzu właśnie z powodu większej niż dotąd liczby penitentów... Dzięki Bogu! | |
Kto wie, co jest dobre? ks. Zenon | 2009-10-04 |
Przed kilku laty pewien znajomy Holender, na pytanie dotyczące tolerowania w jego kraju zbyt wielu jak na nasz, polski gust przejawów zła, odpowiedział pytaniem: A któż wie, co jest dobre? Człowiek to już niemłody - ojciec, dziadek, więc tym bardziej jego odpowiedź musiała zastanawiać, jako że ludzie starsi - wiadomo - mądrzejsi, bogatsi w rozmaite doświadczenia… Gdybyśmy chcieli postawić wspólny mianownik dla wszystkich grzechów, to można by powiedzieć, że grzech jest grzechem nie dlatego iż coś tam nie podobało się Panu Bogu, ale dlatego, że szkodzi człowiekowi. Dokładnie tak: w bliższej lub dalszej perspektywie szkodzi człowiekowi! Nie trzeba udowadniać, że zabójstwa, kradzieże czy kłamstwa są szkodliwe. Trudniej już gdy przychodzi do pytań dotyczących trzech pierwszych przykazań: Dlaczego mamy kochać Boga? Dlaczego musimy się modlić? Dlaczego koniecznie chodzić co niedzielę do kościoła? Czy odpoczywanie w niedzielę zamiast pójścia do kościoła jest działaniem przeciwko sobie? A cóż złego jest w grzechach nieczystych, jeśli z taką lubością tak wielu je powtarza? Wszystko, dokładnie wszystko szkodzi samemu grzesznikowi. Skoro świat przeminie, czas się skończy, a pozostanie tylko Pan Bóg, to po co wiązać się z tym, który - grzechem nas karmiąc - oddala od Dawcy Życia i Szczęścia? A jeśli bez pomocy Bożej nie potrafimy utrzymać się na drogach łaski, to dlaczego nie utrzymywać z Nim łączności na modlitwie i nie posilać się Chlebem z nieba co niedzielę? | |
Nowa kategoria grzechu ks. Zenon | 2009-09-13 |
Przygotowanie do sakramentu pokuty jest często bardzo różne - od skrupulantów, starających się wyliczyć ilość rozproszeń na modlitwie do tych, których trzeba dopiero zapytać o udział w niedzielnej Eucharystii, by dowiedzieć się, że... też się zdarzyło parę razy. | |
Tre Fontane ks. Zenon | 2009-08-30 |
Około 3 km od wspaniałej bazyliki św. Pawła za murami znajduje się urokliwe miejsce zwane Tre Fontane. Dziedziniec prowadzący do klasztoru trapistów otwiera też drogę do trzech kościołów. Jednym z nich jest kościół Tre Fontane - miejsce męczeństwa św. Pawła. Marmurowa tablica umieszczona na fasadzie informuje: Miejsce męczeństwa św. Pawła, w którym cudownie wybiły trzy źródła. Według tradycji 29 VI 67 roku św. Paweł Apostoł został na tym miejscu ścięty, a jego głowa trzykrotnie odbiwszy się od ziemi, spowodowała cudowne wybicie trzech źródeł. Na tym miejscu stoi dziś kościół z owymi trzema źródłami. | |
Czas to pieniądz ks. Zenon | 2009-08-23 |
To powiedzenie znamy od dawna i często je powtarzamy, ale lubiąca szukać dziury w całym młodzież, chętnie dopowiadająca niedopowiedziane, dodaje żartobliwie: więc kto ma wiele czasu, ten jest bogaty. Owszem, może być bogaty, pod warunkiem właściwego wykorzystania tego dobra, które pozwala czynić dobrze. Wszystko człowiek musi pozostawić na tym świecie - jedyne, co przejdzie za nami, to dowody miłości względem Boga i ludzi. Skoro więc kończy się czas większej swobody, może by zastanowić się nad jak najlepszym wykorzystaniem tego finiszu dla dobra innych? | |
Uczta Ofiarna ks. Zenon | 2009-08-16 |
Właśnie tak dość często określa się Eucharystię i nie ma w tym nic nadzwyczajnego - katechizacja i zwykła formacja chrześcijańska wyszkoliła nas już bowiem w tym zakresie, odnosząc bądź to do ofiar starotestamentalnych, bądź nawet do kultów pogańskich, w których normą było ofiarowywanie zwierząt na ołtarzach ofiarnych, a następnie spożywanie części tego mięsa na cześć hołubionego bóstwa. Stąd zgorszenie budziło u pierwszych chrześcijan uleganie pokusie kupowania takiego mięsa i spożywanie go przez współbraci. Był jednak jakiś sens w tym ucztowaniu. Wystarczy przecież nam, Polakom, zaproponować wypicie za czyjeś zdrowie i... wiemy, co znaczy odmowa. Podobnie zresztą jest z udziałem na ucztach z kimś ważnym: jest się czym szczycić, a dodatkowo jest to przecież wyrażenie uszanowania dla tego, kto zaprasza i ucztę przygotowuje. | |
Pokój zagrożony ks. Zenon | 2009-07-26 |
Gdy jeszcze radioodbiorniki nie były popularne, a o telewizorach się ludziom nie śniło, w modzie były baśnie, opowiadania i powiastki, które z jednej strony uczyły i zachwycały, z drugiej zaś niejednokrotnie przerażały i napinały wyobraźnię do granic wytrzymałości - zwłaszcza młodych umysłów. Choćby wtedy, gdy starsi ludzie opowiadali o swoich spotkaniach z duchami, o czyniących pokutę przy cmentarnym krzyżu, o diabłach, do których nie wolno się było odzywać, czy o czarownicach ze Staniszewa... Ot, takie sobie ludowe opowiadania. Później rolę akceleratorów adrenaliny przejęły filmy, jak choćby Dziecko Rosemary Polańskiego i inne. Dziś zainteresowanie tematyką sił ciemności się nieprawdopodobnie zwiększyło i to nie tylko za sprawą kina i telewizji, sięgających już po najmocniejsze instrumenty, aby tylko poruszyć widza. Niestety przyczyniają się do tego również nieroztropnie kreowane zabawy i bardzo ryzykowne zachowania, prowadzące do bardzo konkretnych zniewoleń i opętania. W naszej archidiecezji ks. Arcybiskup powołał nie tak dawno kolejnego egzorcystę, bo jeden nie dawał już fizycznie rady - co raz więcej bowiem koniecznych w tej kwestii interwencji. Rzadko kiedy jest to wynikiem “wypadku” - tzn. niechcianego popadnięcia w moc Złego. Najczęściej bowiem człowiek udostępnia swą duszę mocom nieczystym poprzez brak rozsądku. Niewinne z pozoru wróżby, karty Tarota, pierścień Atlantów, wywoływanie duchów itd. To przecież nic innego jak uchylanie drzwi swego wnętrza ku światu, o którym nie mamy zielonego pojęcia! Nie ma ekspertów w tej dziedzinie. Za mało znamy te kwestie. W związku z tym nie wolno tu eksperymentować. To jak zabawa z niewybuchami. Skoro nawet Pan Jezus mówi w Apokalipsie: Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto usłyszy Mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Pan Jezus nie wchodzi, a mógłby - jest przecież wszechmocny. Skoro więc On nie wchodzi sam, to tym bardziej Zły nie wejdzie do człowieczego wnętrza, jeśli mu kto drzwi nie uchyli. Czasem nieokojące objawy lęków, nieprzespanych nocy, widzeń, głosów pojawiają się po kilku latach. Wówczas nawet trudno dociec źródła. A przypadków takich z roku na rok przybywa. Rodzi się przerażenie, budzą się lęki i następuje dramatyczne poszukiwanie ratunku. Oto świat, który coraz uporczywiej nie chce wierzyć w Boga, musi uwierzyć w istnienie diabła... A ratunek? Tylko jeden: powrót do Przedwiecznego. On jest o wiele potężniejszy od wszystkich złych mocy razem wziętych, dlatego przede wszystkim nie wolno się bać. Im większe natężenie strachów, tym mocniej należy przylgnąć do Boga - On nie pozwoli, by stała się krzywda Jego dzieciom. Modlitwa, posty, spowiedzi, Komunie święte - oto tarcza przeciwko zasadzkom złego ducha. Nie dajmy się zastraszyć, ale starajmy się być jak najwierniejszymi sługami naszego Pana. | |
To już wakacje ks. Zenon | 2009-07-19 |
Gdy byłem jeszcze dzieckiem to z bratem prześcigaliśmy się o prawo zerwania codziennie kartki z kalendarza ściennego. (Swoją drogą ciekawy był to pomysł, aby łączyć na jednej kartce upływ czasu z interesującymi informacjami o tym, co na tym świecie pozostaje...) Pomyślałem sobie, że gdyby wówczas zamiast wyrzucać te kartki, składać je do jakiegoś pudełeczka, to dziś już warto by udać się z nim do punktu skupu makulatury... | |
W drogę z nami ks. Zenon | 2009-07-12 |
W Wejherowie jesteśmy raczej przyzwyczajeni do tego, że pielgrzymki przychodzą do nas, mniej zaś kojarzymy je z osobistym pielgrzymowaniem. Owszem, pielgrzymka do Swarzewa, mająca długą historię i długą tradycję, jakoś tam niektórych porusza. Ale i z tym jest nie najlepiej. Pamiętamy przecież ile osób pielgrzymowało w roku ubiegłym do Królowej Polskiego Morza... Z pielgrzymką sianowską jest jeszcze gorzej, a to z kilku powodów: po pierwsze - nie ma tak długiej tradycji; po wtóre - jest to nieco dłuższy odcinek do przemierzenia niż do Swarzewa (ale znów nie przesadzajmy! - nie jest to żadne 40 km, jak twierdzą niektórzy); wreszcie brakuje nam spójnej organizacji tej pielgrzymki. Wiadomo, że funkcjonuje ona od czasów ks. Mariana Miotka, który będąc sianowskim parafianinem, został wikariuszem w naszym mieście, w nowo tworzącej się Parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Gdy odszedł z Wejherowa, ciężar organizacji spadł na tamtejszego ks. Proboszcza, który wnet porozumiał się z pozostałymi proboszczami co do naprzemiennego przewodzenia tejże pielgrzymce, która zachować miała charakter ogólnowejherowski. I dobrze tak. Tylko gdy ktoś spyta, skąd ta grupa ludzi, a następnie dowie się ile mieszkańców liczy Wejherowo, to wypadamy dość blado... Jak więc można by tej sytuacji zaradzić? Z pewnością nie chodzi o zwykłą reklamę. Pielgrzymka ma dostarczać duchowych przeżyć i trudno by ją było lokować w kategoriach towaru na sprzedaż, ale - biorąc pod uwagę czas wakacyjny i urlopowy - można by najprościej zachęcać do pielgrzymowania całymi rodzinami (czym skorupka za młodu...). Połączenie modlitwy i śpiewu z odrobiną wysiłku fizycznego nie tylko się przydaje, ale i Boże serce porusza. | |
Nadopiekuńczość ks. Zenon | 2009-07-05 |
Zdumiałem się kiedyś, gdy przeczytałem, że rodzina o liczbie dzieci 3 zaliczana jest do grupy wielodzietnych (!) Chyba czegoś nie rozumiem, bo miałem dwóch braci, a do zabaw zwykle nam kilku osób brakowało - dlatego do głowy by nam nie przyszło, by myśleć o nas jako o rodzinie wielodzietnej. Miałem kolegę w klasie, który miał siedemnaścioro rodzeństwa - tu wiadomo było, że... wielodzietna. Większość osób w mojej klasie miała - podobnie jak ja - po dwoje rodzeństwa, ale byli i z rodzin pięcio-, sześcio-, czy siedmiodzietnych. Jakoś nie słyszałem, by ktoś skarżył się na tłok w sypialni... |