Łatwo zrozumieć Żydów, co jakiś czas popadających w inną niewolę, że pragnęli wolności, że wyglądali wybawiciela, wybawcy - Mesjasza. Ciekawym jest jednak to, że odcedzali teksty biblijne tak, by wiązały się wyłącznie z radosnym oczekiwaniem. Nic, tylko przedwyborcza reklamówka: Przyjdzie mesjasz, aby mas wybawić! Na takiej tradycji wychowani byli też Apostołowie. Oni również mieli swoje oczekiwania - spotkawszy Chrystusa chcieli w Nim widzieć ucieleśnienie wszystkich wcześniejszych obietnic i spełnienie marzeń. Jak miło musiało być Piotrowi, gdy nie tylko rozpoznał w Chrystusie Mesjasza, ale też uzyskał potwierdzenie. No i... był pierwszy!
Ta powszechność dość zawężonych oczekiwań była niebezpieczna. Przecież niewola polityczna nie była najgorszą. Misją Pana Jezusa było doprowadzić do wyzwolenia z niewoli grzechu. Stąd też, gdy już został “zdemaskowany”, nakazał uczniom milczenie, a dopiero na osobności objaśniał im, co miało dotyczyć obiecanego Mesjasza: cierpienie, upokorzenia, cierpliwość oraz poddanie się woli Ojca niebieskiego. O tym trudno byłoby mówić przeciętnym Żydom. A przecież o tym też mówili prorocy.
Ludziom zresztą w ogóle łatwiej myśleć o tym, co dogodne, miłe, radosne, wygodne... a jakże trudno identyfikować się z tym, co do tego prowadzi: ufnością, cierpliwością, ofiarnością i służbą... Dlatego pewnie św. Jakub w dzisiejszym drugim czytaniu pisze: skoro chcecie lepszego świata, to się wysilcie, aby innym usłużyć - niech innym też będzie dobrze.
Odnośniki do dzisiejszych czytań: