Co z tego? Św. Ambrożego | 2009-12-07 |
Krótka scena, ale jakże wymowna, którą zapamiętali ludzie przez lata tak, iż znalazła się ona w ewangelicznym opowiadaniu o cudownej mocy Jezusa Chrystusa. Scena niezwykle ciekawa, bo też i zaangażowanie przyjaciół owego paralityka było wyjątkowe. Zadali sobie przecież trud nie tylko poniesienia go do samego Mistrza, ale z powodu niepokonalnych przeszkód, zdecydowali się wejść z chorym na dach, zdjąć pokrycie i… resztę znamy. Wprawili w podziw samego Chrystusa. Niejednokrotnie, przy analizowaniu owego fragmentu Ewangelii, rodzi się pytanie o grono i zaangażowanie moich przyjaciół – Czy mam przynajmniej czterech tak wiernych i tak oddanych jak ewangeliczny paralityk? To bardzo ważne, aby takich mieć. Wyłania się też inna kwestia: co z owymi ludźmi – świadkami wielkiego cudu zdziałanego przez Chrystusa? Wszystko to trwało dość krótko – opuszczenie łoża, reakcja Pana Jezusa i odejście uzdrowionego. Jak wiele jednak się wydarzyło! Nie tylko chory otrzymał zdrowie, ale uzyskał odpuszczenie grzechów! O tym przecież nawet marzyć nie mógł. A jednak. Stąd nic dziwnego, że odchodził „wielbiąc Boga”. Zebrane tłumy – świadkowie owego cudownego wydarzenia również zdumieni „wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj”. Pytanie jednak: co z tego? Cóż pozostało z owego zdumienia, uwielbienia i bojaźni Bożej? Czy wracając do domu byli w stanie zmienić myślenie o swoim życiu? Czy w innej perspektywie stanęli do Chrystusa? Czy byli w stanie uwierzyć w niego jak ów paralityk z najwierniejszymi przyjaciółmi? Przypominają się tu słowa św. Jakuba z jego listu: „Wierzysz, że jest Bóg? Złe duchy też wierzą i drżą.” No właśnie – cóż i po naszej wierze, jeśli nie przemienia nas ona do gruntu, jeśli nie zmienia naszej relacji do Chrystusa? Samo pozostawanie w zadziwieniu i uwielbieniu – to za mało. Co czynię, by jedno z Bogiem stanowić?
|