Woda z przybytku Wtorek IV tyg. W. Postu | 2009-03-24 |
Tuż po zainstalowaniu światłości na tym świecie, wydał Pan Bóg polecenie, by sklepienie niebieskie rozdzieliło wody górne od dolnych. Nic jeszcze nie było, a była woda. To w niej i ponad nią zaroić się wkrótce miało od rozmaitych stworzeń. Można więc powiedzieć, że woda stała się matką życia na ziemi. Owa symbolika życiodajności wody tak głęboko wryła się w świadomość ludzi, że odwoływali się do niej przez wieki całe – aż do współczesności. Ezechielowy obraz wody wypływającej spod progu świątyni, tylko wzmacnia przekonanie o jej nadzwyczajności. Bo istotnie ta woda jest cudowna – nie tylko nabiera masy samym tylko płynięciem, ale powoduje wzrost i owocowanie drzew z nieprawdopodobną częstotliwością. W skojarzeniach biblijnych morze symbolizuje zło, a tu okazuje się, że nawet słone wody (czyli właśnie morze) jest w stanie ta woda uzdrowić. Nieprawdopodobne… A jednak! Zaś za całą argumentację musi wystarczyć jedyny fakt: Ponieważ woda dla nich pochodzi z przybytku. I wszystko! Sprawa jasna – woda z przybytku cudów jest w stanie dokonać. Stąd nie dziwi wiara chorych, przychodzących (czy przynoszonych) do świątyni w oczekiwaniu na poruszenie się wody w sadzawce Betesda. W perspektywie takiej wiary nie powinno też dziwić dzisiejsze przywożenie wody z różnych sanktuariów, święcenie dewocjonaliów i przedmiotów użytkowych, obrzęd pokropienia wodą święconą na początku Mszy św. – w ramach aktu pokutnego i wiele innych. Na tym tle wzruszenie żalem podszyte budzić mogą jedynie wyschnięte kropielnice w domach naszych i zawieszone nad nimi pytanie: Czy nie potrzebna ci woda z przybytku?
|